Please select a page for the Contact Slideout in Theme Options > Header Options

Co powiedział tata, Albert. Recenzja.

Co powiedział tata, Albert. Recenzja.
6 stycznia 2020 Redakcja DZIECI

W przeróżnych zestawieniach książek, które pokochały dzieci na całym niemal świecie bardzo wysoką pozycję zajmuje pewien rezolutny przedszkolak (który w kolejnych tomach dorasta i idzie do szkoły) o okrągłej buźce i wesołych oczach. Chłopiec mieszka z tatą – razem stanowią duet idealny. O kim mowa? O Albercie Albertsonie, w Szwecji znanym pod nazwiskiem Alfons Åberg.

Fenomen Alberta śmiało można porównać do fenomenu naszej rodzimej Basi, którą stworzyła Zofia Stanecka wraz z Marianną Oklejak. Łączą ich wesołe i pełne humoru przygody, których walorem przede wszystkim jest przedstawianie codzienności, scen bliskich zarówno dzieciom, jak i ich rodzicom. Albert ma na przykład nieco inne niż tata poczucie czasu, gdy rano spieszą się do przedszkola. Albert niespecjalnie lubi chodzić spać. Albert ma tajemniczego niewidzialnego przyjaciela. Albert docenia przyjaźń z dziewczyną, pomimo sarkastycznych uwag ze strony kolegów. Właściwie w każdym z dotychczas opublikowanych przez Zakamarki tomów znaleźć można element naszego życia i może nie byłoby w tym nic aż tak atrakcyjnego, gdyby nie obecne wesołe iskierki, bowiem Gunilla Bergström, autorka tekstu oraz ilustracji, nieustannie puszcza do nas oko, bezceremonialnie ukazując niedoskonałości dorosłych i niezwykłą mądrość dzieci.

Najnowsza książka o perypetiach dwuosobowej rodziny Albertsonów i tym razem też przyjaciółki domu Miki, „Co mówi tata Alberta?” (wyd. Zakamarki 2018), rozgrywa się w sobotni poranek. Gunilla Bergström dość poważnie przedstawia skupionego ojca, uporządkowanego i mądrego, którego umysł w odpowiedniej sytuacji podsuwa złote myśli mające ułatwić życie jemu i innym. Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz. Nie odkładaj na jutro tego, co masz zrobić dziś. Po kolei. Nie łap kilku srok za ogon – uniesiony znacząco palec taty dobitnie podkreśla wagę powyższych wypowiedzi. Tymczasem w sobotni poranek, po sporych zakupach mających zaopatrzyć dom w zbędne i niezbędne sprawunki na dobry tydzień, w mieszkaniu panuje tylko z pozoru porządek i dyscyplina w systematycznym odkładaniu wszystkiego na swoje miejsce. Szybko zaś okazuje się, że gdy można odetchnąć i rozsiąść się z kubkiem parującej kawy w ukochanym fotelu następuje nieoczekiwany zwrot akcji. Zwieńczony fantastyczną i zabawną puentą, jak każda zresztą historia Alberta.

Gunilla Bergström jest fenomenalną obserwatorką, ma też dar do lapidarności – perypetie chłopca mieszczą się w krótkiej warstwie tekstowej, lecz tak celnej, że właściwie nie potrzebuje żadnego komentarza. Całość przyprawiona jest interesującą szatą graficzną, w której surowy konturowy rysunek łączy się z kolażem, a ilustracje często pełnią dopowiedzenie tekstu, niczym komiksowe dymki z myślami głównych bohaterów. Wprawdzie pierwsza książka o Albercie opublikowana została w 1972 roku, sama seria nic a nic nie straciła na swojej aktualności, zarówno w kontekście literackim, jak i plastycznym. Choć zapewne dzisiejszy tata nie paliłby już fajki, a lekturę szeleszczącej gazety zastąpiłoby pochylanie się nad świetlistym ekranem tabletu. Ponad tymi szczegółami pozostaje jednak ważne przesłanie, które jak echo powraca w kolejnych tomach Albertowych przygód – nikt nie jest doskonały i wcale być nim nie musi, a miłość, szacunek i dawka dobroczynnego śmiechu czyni nasz świat zwyczajnie lepszym.