Please select a page for the Contact Slideout in Theme Options > Header Options

Nowy dom misia Ludwiczka. Recenzja.

Nowy dom misia Ludwiczka. Recenzja.
4 stycznia 2020 Redakcja DZIECI

Pokój dziecięcy. W niejednym domu to pole prawdziwych wyzwań. Jeszcze pielęgnując dziecko pod sercem wyobrażamy sobie, jak przygotujemy dla niego przytulny kącik. Rozwijający, lecz na tyle oszczędny, by nie przestymulować maluszka. Jasny i pogodny, zachęcający do wymyślania własnych zabaw i rozwijania wyobraźni. Żadnego plastiku czy tandety, tylko dobrze zaprojektowane zabawki z drewna, przyjazne książki i ręcznie szyte przytulanki… A potem bohater i główny odbiorca naszej projekcji pojawia się na świecie, a wraz z nim płyną do mieszkania upominki od babć, dziadków, cioteczek, wujaszków czy znajomków. Całe strumienie zabawek. I zanim zdążymy się na dobre oswoić z bycia rodzicem trzeba podjąć konkretne działania, by w morzu gadżetów, laleczek, samochodzików i innych atrakcji zwyczajnie nie zatonąć.

Ta znajoma sytuacja zaistniała także w pokoju Gucia, chłopca już kilkuletniego, który zabawek ma aż nadto, sprzątanie nie jest mu bliskie, za to zdecydowanie trudno mu rozstać się z bibelotami, nawet porzuconymi dawno na rzecz nowszych i piękniejszych przedmiotów. Gucio to także dziecko, jakich wiele – eksperyment to jego drugie imię, zatem bez zbędnych ceregieli potrafi na przykład rozpruć pluszowemu misiowi brzuszek i sprawdzić, co ten kryje w sobie. Drugą bohaterką książki „Nowy dom misia Ludwiczka” Sylwii Wojciechowskiej (wyd. Mali Moi, 2018) jest łagodna, acz stanowcza Mama Gucia, która pewnego dnia przynosi do jego pokoju duży karton i tym samym rozpoczyna rozmowę o zniszczonych zabawkach.

W tej zwykłej i bardzo codziennej historii jest miejsce na emocje, czas na zastanowienie i propozycja rozwiązania problemu, który przecież nie dotyczy li i jedynie Gucia, a całkiem licznego grona przedszkolaków. Wizja samotnego misia na wysypisku śmieci jest na tyle sugestywna, że chłopiec postanawia bardziej dbać o swoje zabawki, a Mama, niczym czarodziejka czy właściwie dobra wróżka, pomaga mu w jeszcze innej kwestii – wspólnie znajdują sposób na naprawienie wyrządzonej szkody, a ukochana przytulanka otrzymuje drugą szansę. Szansę, którą z czułością wykorzysta młodsza sąsiadka, nowa opiekunka małego Ludwiczka.

Opowieść zgrabnie zilustrowała Ola Komuda, malując postaci i ich otoczenie za pomocą spokojnych barw o delikatnym nasyceniu. Jej rysunki trafiają do serc dzieci i rodziców, przedstawiają bowiem świat takim, jak jest w rzeczywistości. Czasem radosny, czasem smutny, co dobrze oddaje nastrój tekstu. A niemal pewnym jest, że obraz tytułowego misia z wesołą łatką w biedronki wzbudzi uśmiech każdego dziecka.

W dobie, gdy zasypywani jesteśmy przedmiotami, a środowisko naturalne upomina się o mądre zarządzanie naszymi zasobami cenne są takie książki. „Nowy dom misia Ludwiczka” jest może odrobinę zbyt moralizatorska, najważniejsze jednak, że daje do myślenia zarówno dzieciom, jak i dorosłym. Uczy szacunku do tego, co już mamy oraz daje propozycje, jak radzić sobie z nadmiarem. A nie od dziś przecież wiadomo, że dobra energia mnoży się właśnie wtedy, gdy się nią dzielimy.

DOM BAJEK
Barbara Górecka