Please select a page for the Contact Slideout in Theme Options > Header Options

Recenzja: „Włóczykij”.

Recenzja: „Włóczykij”.
26 lipca 2019 Redakcja DZIECI

Spacerologia. 

Uważność dzieci na otaczający świat jest niezwykła. Niemal w każdej rodzinie znajdzie się amatorka dinozaurów znająca wszystkie ich odmiany i obyczaje czy miłośnik kolejnictwa z zapałem tropiący szczegóły pantografów i lokomotyw. I choć świetnie radzą sobie z rozpoznawaniem różnych gatunków zwierząt, wytrwale zapamiętują szczegóły i szczególiki często nam, dorosłym, umykające, napotykają zdecydowaną trudność w określaniu uczuć czy relacji międzyludzkich rządzących światem. I po raz kolejny pomocna staje się książka.

„Włóczykij” Agnieszki Taborskiej (wyd. Prószyński i S-ka, 2018) nie jest ani przyrodniczym albumem o psach ani atlasem psich ras – jest to niespieszna opowieść filozoficzna o życiu. Tytułowy Włóczykij, pies wędrowny i wolny jak ptak, jest świadomym i (prawie) obiektywnym obserwatorem świata.

Charakterologicznie daleko mu do rezolutnego Reksia aktywisty czy droczącego się zabawnie Hektora z Zakamarkowej „Piłki Eli”. Ale to dzięki bystremu spojrzeniu i dystansowi wobec rzeczywistości jego przemyślenia stają się społecznym lustrem. Oto Włóczykij poznaje psy hołubione i tak otyłe, że trudno im się ruszać. Psy tak duże, że zasłaniają słońce. Psy wykwintnych ras hodowane na championów. Ale też psy chude, głodne, bojaźliwe i samotne. I niczym w piosence „Imagine” Johna Lennona te właśnie wszystkie zwierzęta, żyjące w tak różnych warunkach, spotkają się we śnie
naszego bohatera. Bo w snach, nawet psich, przecież nie ma rzeczy niemożliwych.

Warto tej książce poświęcić więcej uwagi i czasu, do czego zresztą skłania sama formuła narracji. Każda strona wywołać może szereg często bardzo trudnych pytań, na które odpowiedzi potrzebują stosownie wybrzmieć. Bowiem w pozornie zwyczajnych, osadzonych jak najbardziej w otaczającej nas
rzeczywistości scenach kryją się kolejne liczne warstwy. Widok psów pracujących w cyrku to nie tylko przecież obraz problemu wykorzystywania zwierząt dla populistycznej zabawy. Pojawia się w tej scenie bardzo ważna kwestia pracy w miejscu, którego się nie lubi, jednak zmusza do tego sytuacja finansowa. To świetny pretekst do dyskusji nad tym, dlaczego pracujemy – czy li i jedynie dla korzyści majątkowych? A jednak istnieje jeszcze możliwość podjęcia pracy związanej z zainteresowaniami, pasją czy wewnętrznym poczuciem obowiązku? Nadzwyczaj przewrotnie kończy się też historia spotkania czytelnika z Włóczykijem – to piękne i nieoczywiste, celowe nie-domknięcie opowieści, pełne szacunku dla ducha wolności.

Słowa Agnieszki Taborskiej w obrazy ubrała Krystyna Lipka-Sztarbałło, ilustratorka z dużym dorobkiem artystycznym. Dojrzałość jej rysunku doskonale komponuje się z ważką treścią książki, świetnie także oddając charaktery nie tylko psich bohaterów, ale także towarzyszących im
gdzieniegdzie ludzi. Cóż nam zatem pozostaje innego niż pozwolić sobie podążyć razem z dzieckiem na uważny spacer tropem Włóczykijowych łap, powoli przyglądając się światu i nam samym w nim obecnym? Nucąc sobie pod nosem „Spacerologię” Mariusza Lubomskiego:

Mam ręce w kieszeniach, a kieszenie jak ocean, 
Powoli chodzę i rozglądam się,
Kieszenie jak ocean, a ręce mam w kieszeniach,
Dlatego wiem gdzie żyję, dobrze wiem.

Barbara Górecka
www.dombajek.pl