Please select a page for the Contact Slideout in Theme Options > Header Options

Higiena cyfrowa – wywiad z Magdaleną Bigaj

Higiena cyfrowa – wywiad z Magdaleną Bigaj
23 marca 2024 Redakcja DZIECI

Magdalena Bigaj – założycielka i prezeska Instytutu Cyfrowego Obywatelstwa. Autorka książki Wychowanie przy ekranie. Jak przygotować dziecko do życia w sieci? (Wydawnictwo W.A.B.). Członkini Rady Programowej Fundacji Orange oraz Komitetu Dialogu Społecznego przy Krajowej Izbie Gospodarczej, w którym zasiada w zespole ds. edukacji. W poprzednich latach ekspertka Ministerstwa Cyfryzacji ds. Bezpieczeństwa Dzieci i Młodzieży w Internecie, członkini Parlamentarnego Zespołu ds. Cyberbezpieczeństwa Dzieci oraz wiceprezeska Fundacji Dbam o Mój Zasięg. Umieszczona na liście 100 Kobiet Roku 2022 przez magazyn „Forbes Women”. Pełne doświadczenie zawodowe oraz wybrane publikacje i wystąpienia: www.linkedin.com/in/magdabigaj/

Zadbajmy o higienę cyfrową i równowagę między online a offline – rozmowa z Magdaleną Bigaj

Jednym z ważniejszych wydarzeń w historii ludzkości stało się upowszechnienie Internetu, co ułatwiło człowiekowi funkcjonowanie na wielu płaszczyznach. Z drugiej strony mamy do czynienia z problemem nadużywania technologicznych nowości, co doprowadza do pewnego rodzaju zaburzenia. Zainteresowanie światem dziecka, a tym samym wspólna nauka korzystania z konkretnego portalu czy aplikacji to świetny moment na rozmowę o zagrożeniach w sieci, a także… budowę relacji. O tym, co może okazać się pomocne dla rodziców chcących wspólnie z dzieckiem odkrywać Internet, rozmawiam z Magdaleną Bigaj, autorką książki Wychowanie przy ekranie. Pozycja ta dostarczy wiedzy na temat higieny cyfrowej, a także będzie wsparciem w towarzyszeniu dzieciom w wirtualnym świecie. Problem nadużywania technologii stał się problemem społecznym, dotykając coraz więcej osób, w tym naszych dzieci.

Przemysław Kaca: W jaki sposób my, rodzice możemy i powinniśmy wspierać dzieci w korzystaniu z sieci?

Magdalena Bigaj: A czy powinniśmy uczyć je, jak dbać o zdrowie i swoje bezpieczeństwo? Albo jak budować zdrowe relacje? Czy powinniśmy wspierać je w nauce? Jeśli tak, to musimy także wspierać je w korzystaniu z sieci i uczyć je higieny cyfrowej, czyli używania nowych technologii, zwłaszcza Internetu i urządzeń ekranowych, w sposób chroniący nasze zdrowie. Bo używanie ich bez żadnych zasad może negatywnie wpłynąć na każdy obszar zdrowia: psychiczny, fizyczny i społeczny.

Zauważam, że dziecko nadużywa nowoczesnej technologii i świata online – co wtedy?

Taką obserwację możemy mieć nie tylko wtedy, kiedy przegapimy moment wprowadzenia zasad higieny cyfrowej, ale nawet wówczas, gdy to zrobimy w odpowiednim momencie. Musimy się przygotować po prostu na to, że większość dzieci będzie te zasady naginać, obchodzić, buntować się przeciwko nim, zamęczać nas zdaniami w stylu „ale inni mogą/mają”. To zupełnie naturalne i występuje w każdym przypadku, gdy wprowadzamy ograniczenia przyjemności. A używanie telefonu, komputera jest dla mózgu po prostu przyjemnością. Zwłaszcza media społecznościowe i gry cyfrowe są świadomie przez ich twórców konstruowane tak, aby silnie stymulować układ nagrody w mózgu odbiorcy. Powoduje to duże wyrzuty dopaminy, które odczuwamy jako silną chęć sięgnięcia po telefon, kiedy tylko go zobaczymy, usłyszymy, a nawet gdy o nim pomyślimy. Tym dopaminowym strzałom nie są w stanie oprzeć się dorośli, a co dopiero dzieci i młodzież, u których część mózgu, w której „siedzi” samokontrola czy samoregulacja, jest jeszcze w procesie dojrzewania. Dlatego na pytanie „co wtedy” najpierw odpowiadam: nie myśleć w kategoriach winy, tylko działać. A dokładnie: ustalić z dzieckiem zasady i uzasadnić, dlaczego je wprowadzamy. W Wychowaniu przy ekranie podpowiadam rodzicom, jakich argumentów używać, aby nie wprowadzać tych zasad przemocą, tylko postarać się o to, by dziecko zrozumiało, że ograniczenia są dla jego dobra. Sama, mając troje dzieci oraz spotykając się z dziećmi i nastolatkami podczas warsztatów, widzę, jak żywo reagują na opowieści o działaniu mózgu, o tym, że w pewnym sensie zachowujemy się jak – cytując polski tytuł książki Anne Lembke – „niewolnicy dopaminy”. To wbrew pozorom nie są trudne do zrozumienia rzeczy. Musimy tylko jako rodzice otworzyć się na to, by tę wiedzę przyjąć. Jej źródeł jest mnóstwo, mamy ciekawe filmy dokumentalne trzymające w napięciu, podcasty, książki, wiele artykułów w sieci i wywiadów. Problem polega na tym, że często boimy się po tę wiedzę sięgnąć, bo podskórnie czujemy, że to będzie oznaczało konfrontację z tym, co dotąd zrobiliśmy albo czego nie zrobiliśmy. Starałam się to uwzględnić podczas pisania, by nie wpędzać rodziców w poczucie winy, tylko dać im wiarę w to, że potrafią wspierać swoje dziecko w sieci, tak jak potrafią je karmić, chociaż nie kończyli dietetyki.

Jakie nawyki i cechy dzieci warto wzmacniać w dobie popularności życia online?

Przede wszystkim musimy zacząć od własnych nawyków. Inaczej nie ma szans na sukces wychowawczy. Dzieci i młodzież zawsze opowiadają mi na zajęciach przykłady negatywnych zachowań ze swojego otoczenia: o tacie, który ogląda godzinami samochody w telefonie, mamie, która siedzi na Facebooku, starszej siostrze, która się wścieka, gdy nie może grać. To jest jak pandemia – chorują całe rodziny, szkoły, zakłady pracy. Dlatego jeśli zdrowe nawyki cyfrowe to dla wszystkich, choć każdemu według potrzeb. Lista zachowań z zakresu higieny cyfrowej jest długa i nigdy nie będzie zamkniętym katalogiem, bo… ekrany przyrosły nam do ręki. Ponadto bez dwóch zdań w pewnym zakresie ułatwiają nam życie, więc przenikają coraz więcej dziedzin. Dlatego zasady higieny cyfrowej musimy dostosować do osoby – jej wieku, stylu życia itd. Pomocny może być test higieny cyfrowej opracowany na podstawie Kwestionariusza Samooceny Higieny Cyfrowej – narzędzia badawczego powstałego w ramach „Ogólnopolskiego badania higieny cyfrowej” prowadzonego przez naszą fundację „Instytut Cyfrowego Obywatelstwa” i Fundację Orange. Dostępny jest na www.higienacyfrowa.pl i samo wypełnienie go dostarcza już wiedzy o tym, jakie zachowania chronią nasze zdrowie. Ale jeśli miałabym przepisać receptę na taki startowy pakiet ochronny dla dzieci, to przede wszystkim limity korzystania, zarówno czasowe jak i jakościowe. W przypadku tych pierwszych, opierając się o rekomendacje m.in. Światowej Organizacji Zdrowia, dzieci poniżej 2. r.ż. nie powinny mieć kontaktu z ekranami, a już bezwzględnie nie powinny spędzać czasu na używaniu telefonu. Następnie do 5. r.ż. mogą używać ekranów do godziny dziennie – i ja tutaj polecam: im większy ekran, tym lepiej. Czyli jeśli masz do wyboru telefon lub tablet – wybierz tablet i postaw go dalej od dziecka. A jeśli masz telewizor, to na nim puść bajkę zamiast na telefonie czy tablecie. Od 6. r.ż. mówi się o limicie dwóch godzin, zwiększanym wraz z wiekiem dziecka. Tutaj już nie ma sztywnych reguł, każdy sam musi obserwować swoje dziecko i zdecydować, czy przyznany limit nie odbija się negatywnie na innych obszarach życia codziennego.

Zasada jakości jest równie ważna jak limitowanie czasu. W przypadku dzieci i młodszej młodzieży zdecydowanie polecam kontrolę rodzicielską, która nie oznacza śledzenia dziecka, tylko zablokowanie stron pornograficznych, stron przemocowych oraz – uwaga – mediów społecznościowych, które zgodnie z regulaminami dostępne są od 13. r.ż. Oczywiście wielu rodziców pozwala swoim dzieciom na łamanie tych regulaminów lub wręcz im w tym pomaga. W ten sposób nie tylko pokazują dziecku, że prawo można łamać i kłamać przy podawaniu wieku, ale przede wszystkim wpuszczają dzieci do przestrzeni, która stanowi bardzo duże obciążenie dla psychiki dziecka poniżej dozwolonego wieku. Powyżej zresztą też, nawet na nas, dorosłych media społecznościowe potrafią źle wpływać.

Jak reagować na niebezpieczne treści online, z którymi spotyka się nasze dziecko?

Najczęściej nie mamy szans zareagować na te treści, bo po prostu nie wiemy, że dziecko się z nimi spotyka. Dlatego musimy profilaktycznie dużo z dziećmi rozmawiać o „ich Internecie” – o tym, w co lubią grać, z kim grają, kogo obserwują w mediach społecznościowych i z jakich platform korzystają. Oczywiście nie w tonie przesłuchania i nie naraz, ale regularnie, dzieląc się też swoimi doświadczeniami, tym, co zasłyszeliśmy.

Ważne jest, abyśmy jako rodzice potrafili się upominać o bezpieczeństwo naszych dzieci, które na platformach społecznościowych pozostawia wiele do życzenia. Algorytmy takich serwisów jak TikTok, Facebook, Instagram czy Youtube, gdy tylko odnotują, że użytkownik zainteresował się jakąś treścią, zaczynają podsyłać mu więcej i więcej podobnych, by jak najdłużej zatrzymać go w serwisie. Podsyłają je bez względu na wiek użytkownika i bez względu na treść, czasem żerując wręcz na naszych lękach. Polecam uwadze interesujące eksperymenty naukowe, jak choćby przeprowadzone przez Fundację Panoptykon, które mówią o tzw. algorytmach traumy. Kiedy system serwowania treści w serwisie społecznościowym odnotuje, że klikamy na treści o jakiejś chorobie albo zaburzeniu odżywiania, albo zachowaniach ryzykownych, próbach samobójczych – będzie nam podsyłał coraz więcej podobnych treści, zamykając nas w bardzo niebezpiecznej bańce informacyjnej. Będzie to robił bez względu na wiek użytkownika, bo… przecież dorośli twierdzą, że w mediach społecznościowych nie ma dzieci, prawda? Dzieci, które za zgodą rodziców podały fałszywą datę urodzenia, widoczne są dla algorytmów jako osoby dużo starsze. A jak pokazuje trwający w USA proces przeciwko właścicielowi Facebooka, nawet jeśli platforma społecznościowa ma podstawy twierdzić, że konto założyło dziecko, często nic z tym nie robi. Wyobraźmy sobie więc nastolatkę, która na TikToku wpisuje „jak schudnąć” – bardzo szybko jej „feed”, czyli to, co widzi na swoim koncie, zostanie zalane poradami, jak się odchudzać, i zapewne w ciągu kilku dni wpadnie na trop „motylków”, czyli ruchu promującego anoreksję.

Dlatego musimy rozmawiać z dziećmi i wspierać je, obserwować ich zachowanie, ale także jeśli tylko możemy, wymagać od twórców nowych technologii odpowiedzialności. Na przykład poprzez pisanie do naszych polityków, czyli tych, na których lokalnie oddawaliśmy głos, aby w swojej pracy zajęli się tematem ochrony dzieci w Internecie. Za takie afery jak Pandora Gate nie są odpowiedzialni tylko sprawcy, którzy dopuszczali się groomingu, czyli uwodzenia małoletnich, ale także platformy wideo, które pozwalały na prowadzenie profili przez tych ludzi, przymykając oko na ich wątpliwe treści, a także reklamodawcy, którzy kupowali u takich twórców reklamy, dając im zarabiać ogromne pieniądze, oraz państwo, które nie wdrożyło odpowiednich procedur chroniących. Kiedy w grudniu na YouTubie trzech nastoletnich sprawców umieściło film, na którym upijają nastoletnią dziewczynę, a następnie molestują ją i rozebraną wyrzucają na mróz, materiał ten wisiał wiele godzin w serwisie. A przecież powinien być szybko zablokowany, algorytmy mogą takie rzeczy rozpoznawać. Platforma powinna być odpowiedzialna za zgłoszenie sprawy organom ścigania. Ale tak się nie stało, bo przyzwoitość nie działa, etyka nie jest cnotą w branży nowych technologii i jak się ich nie zmusi odpowiednimi przepisami, to udają, że takie rzeczy jak Konwencja o Prawach Dziecka w Internecie nie obowiązuje. W efekcie taki patologiczny film wisi, jest oglądany, deprawuje kolejne osoby i zachęca do zdobywania popularności na krzywdzie innych. Jest mi tak strasznie wstyd przed dziećmi za nas, dorosłych. Bo one naprawdę widzą, że zepsuliśmy Internet, o czym przekonałam się, pytając młodzież przed jednym z wykładów, co chcieliby naprawić w sieci, gdyby mieli taką moc. Dostałam w zasadzie listę tego, co my zepsuliśmy: łatwy dostęp do pornografii, brak narzędzi walki z hejtem, promowanie patotreści, nierealne wzorce urody, nadużycia AI. Oto lista od licealistów. Zatkało mnie i jedyne, na co było mnie stać, to: „Przepraszam, że będziecie to musieli po nas naprawić”.

Często widzę roczne czy dwuletnie dzieci spędzające dużo czasu przed ekranem: na placach zabaw, w wózku podczas spaceru czy po prostu kilka godzin z otwartą buzią przed bajkami w domowym zaciszu. Jaki wpływ na psychikę i rozwój dziecka ma tak wczesne obcowanie z ekranem, a tym samym pozbawianie odkrywania otaczającej rzeczywistości?

Dzieci w tym wieku bezwzględnie nie powinny używać smartfona. I nie mówię tego jako teoretyczka, ale także jako matka trójki dzieci, bardzo żywotnych, która też łaknie spokoju jak kania dżdżu. Ale telefon nie jest rozwiązaniem. Telefon nie uspokaja dziecka, tylko je zajmuje. Małe dzieci swoim zachowaniem komunikują się z nami, bo nie potrafią jeszcze mówić. Płacz, zniecierpliwienie, wołanie nas – coś nam mówią. Jeśli my na te potrzeby odpowiadamy smartfonem, to przede wszystkim upośledzamy ich funkcjonowanie na głębokim poziomie zaspokajania potrzeb. Teoria przywiązania w rozwoju dziecka mówi o tym, że sposób, w jaki zaspokajamy jego potrzeby w pierwszych latach życia, ma fundamentalny wpływ na zdrowie psychiczne, emocjonalne dziecka. Dzisiaj rodzice zanurzeni w telefonach i zatykający potrzeby dziecka telefonem – cyfrowym smoczkiem – uczą dzieci, że ich potrzeby są ignorowane albo że jedyną strategią regulacji emocji jest sięgnięcie po ekran. To prosta droga do zachowań kompulsywnych i uzależnień w przyszłości. Drugą kwestią jest rozwój poznawczy dziecka, które – bardzo skracając kilkadziesiąt lat badań naukowych – tym bardziej jest inteligentne, tym lepiej się rozwija, im więcej różnych doświadczeń zdobywa w pierwszych latach życia. Dziecko musi poznawać, smakować, dotykać, słuchać, robić coraz to nowe rzeczy. Dla mózgu dziecka używanie ekranu to robienie w kółko tego samego. A w przypadku dziecka tak małego w ogóle nie ma mowy o rozumieniu tego, co widzi na ekranie. Podąża za kolorami, dźwiękami, wgapia się w ekran, ale nie łączy tych faktów. Kiedyś to będzie oczywiste, że takich rzeczy się nie robi. Będziemy wspominać dawanie roczniakowi smartfona jak dzisiaj wspominamy usypianie dawniej dzieci za pomocą szmatki nasączonej w spirytusie albo wywarze z maku. No, ale najpierw rewolucja musi zjeść trochę swoich dzieci, niestety.

Dla dziecka nie istnieje granica pomiędzy światem realnym a wirtualnym – rzeczywistości te bowiem przenikają się. Cyberprzemoc zatem jest dotkliwą formą przemocy, podobnie jak to ma miejsce z „klasycznymi” formami przemocy. W jaki sposób pomóc dziecku, które zostało odrzucone i wykluczone z grupy online?

Dla nikogo ta granica nie istnieje, bo nie ma świata wirtualnego. Nie ma czegoś takiego. „Wirtualny” jest przeciwieństwem słowa „realny”. Oznacza coś nierzeczywistego. Czy twoje konto w banku jest nierzeczywiste? Te pieniądze nie istnieją? One są bardzo realne, widzisz je w Internecie, ale kupujesz nimi jabłka w warzywniaku. Dlatego zachęcam do nieużywania tego słowa, by nie wprowadzać siebie i innych w błąd. Mamy świat cyfrowy, online, Internetu – tak jak mamy świat muzyki czy sportu. Oczywiście on jest nienamacalny. Ale nie jest nierzeczywisty. Dlatego przemoc w sieci jest przemocą, a nie przemocą wirtualną. Z jej powodu ludzie czują się źle, cierpią, mają traumy, a bywa, że odbierają sobie życie. Wykluczenie z grupy online, najczęściej z grupy założonej przez klasę, jest dla dziecka na pewno bolesne. Jeśli to oficjalna grupa klasowa, należy interweniować u wychowawcy, który powinien porozmawiać z klasą o konsekwencjach takich zachowań i po prostu tego zabronić. Jeśli to grupa nieoficjalna, np. „fajni ludzie z 5A”, sprawa jest trudniejsza, bo każdy może sobie założyć grupę i zaprosić do niej, kogo chce. Musimy wtedy wesprzeć nasze dziecko, pomóc mu znaleźć siłę z dobrych relacji, które ma z innymi osobami z klasy. Być blisko niego i pokazywać, że są osoby, dla których jest ważne. Odrzucenie jest bardzo trudnym doświadczeniem, zwłaszcza że – no właśnie – nie jest tylko odrzuceniem „wirtualnym”, ale oznacza także odrzucenie przez daną grupę w klasie. Takich zjawisk związanych z Internetem, które drążą społeczności szkolne niczym robak, jest wiele. Dzieci boją się hejtu, wyśmiania, robienia im złośliwych zdjęć. Dlatego potrzebujemy mądrej edukacji, stawiającej na współpracę i rozwijanie wrażliwości, a nie straszącą paragrafami.

Jakie zasady w zakresie higieny cyfrowej warto wprowadzić do rodzinnego funkcjonowania?

Czyli Wychowanie przy ekranie w wersji instant (śmiech). Poza wspomnianym wcześniej limitem czasu ekranowego dla dzieci i młodszej młodzieży to przede wszystkim 1–2 godziny przed snem bez telefonu, pozostawianie go poza sypialnią, nieużywanie go w trakcie posiłków oraz rozmów z innymi – to taka moja zasada „najpierw człowiek, potem telefon”. I bardzo ważna zasada dla rodziców: nierobienie wielu rzeczy jednocześnie. Fakt, że mamy pod ręką narzędzie do załatwienia wielu spraw, często sprawia, że ignorujemy swoje dzieci, „bo tylko zrobię zakupy”, „bo mama tylko odpisze na maila”. Wydaje nam się, że skrolowanie serwisu z ogłoszeniami, gdy gotujemy albo siedzimy na dywanie z dzieckiem, to niewinna rzecz, a może nawet wyraz zaradności. Tymczasem takie zachowanie zabiera naszą uwagę z „tu i teraz” do świata cyfrowego, daleko od domu. Nie jesteśmy w takim stanie gotowi do wejścia w relację z uważnością. To nasze bycie razem staje się płytkie, chaotyczne, jesteśmy poddenerwowani, bo mózg od takiego przerzucania koncentracji z domu do Internetu po prostu się męczy, doznaje tzw. przeładowania informacyjnego. Możemy czuć frustrację, nieprzyjemne pobudzenie i potem to się odbija na ogólnej atmosferze. Pracujmy nad tym, by się tego wyzbyć. Chociaż nowe technologie przyspieszają mnóstwo procesów, nadal mamy jedną głowę, dwie ręce, dwie nogi i 24 godziny. Nie zamęczajmy się przyspieszaniem naszego życia. Ale to wymaga poniesienia kosztów. Decyzja o tym, że nie będę płaciła rachunków przez telefon z dzieckiem na kolanach oznacza, że te rachunki muszę zapłacić później, czyli może zabierze mi to trochę czasu wolnego, kosztem czegoś innego. I teraz taki łańcuch drobnych, świadomych decyzji może nam pomóc oczyścić życie. Uważność, skupianie się na jednej czynności sprawia, że się uspokajamy. Może zapłacimy te rachunki kosztem serialu, 10 minut krócej przy telewizji, ale za to, gdy dziecko się do nas przytulało, byliśmy cali przy nim, ładowaliśmy swoje emocjonalne akumulatory.

W utrzymaniu tego postanowienia pomoże inna zasada, którą polecam każdemu i która zmienia życie w zasadzie z dnia na dzień: ograniczenie liczby powiadomień do niezbędnego minimum. Sama od wielu lat mam tylko dźwięk telefonu i SMS, i wszyscy jakoś żyją. Przez te lata wydarzyły się tylko dwie sytuacje, w których brak powiadomień z mediów społecznościowych czy maila spowodowały jakiś problem. To nie oznacza, że nie mamy odbierać informacji o nowych mailach czy powiadomień w social mediach. Ale róbmy to wtedy, gdy mamy na to odpowiedni czas. A nie dlatego że telefon „piknął”, nasz mózg zalał się dopaminą i my na tej dopaminowej smyczy lecimy odbierać powiadomienie ku uciesze twórców Internetu. Bo przecież rolą powiadomień jest po prostu pozyskanie naszej uwagi. Jak w sobie obudzimy coś, co nazywam cyfrowym obywatelstwem, czyli poczucie godności, to nagle zaczynamy rozumieć, jak bardzo pozwoliliśmy się zniewolić nowym technologiom i nie wiem, jak ciebie, ale mnie to wkurza! I mam wtedy w sobie taki bunt: nie oddam wam swojego życia, to ja tu rządzę. Widzę, jak to rezonuje w nastolatkach i na tej myśli opieram książkę dla nich, nad którą właśnie pracuję, swego rodzaju kontynuację Wychowania przy ekranie. Bo stwierdziłam, że my, dorośli długo już gadamy o tym, co zrobić, by wspierać dzieci i młodzież. I daje to średnie efekty, a czas ucieka. Dlatego stwierdziłam, że chcę pogadać z młodymi i opowiedzieć im to, co wiem. Ale to temat na rozmowę za rok, gdy książka będzie już dostępna.

Rodzic, który chce poszerzyć wiedzę w tym zakresie, powinien…

Na przykład sięgnąć po Wychowanie przy ekranie. Po to je napisałam, aby w miarę bezboleśnie, w przystępnej formie, wprowadzić w temat każdego dorosłego, który chciałby zrozumieć, jak na nas działa coś, czego na co dzień używamy. To niesamowite, że nas to nie interesuje, prawda? Nigdy w historii ludzkości żaden przedmiot nie towarzyszył nam tak blisko i tak długo każdego dnia, a jednocześnie nie dołączamy przy jego zakupie informacji o wpływie na nasze samopoczucie i możliwych skutkach niepożądanych. Ale możemy także sięgnąć po ciekawe dokumenty, jak Dylemat społeczny, Instagramowa rodzina czy produkcję Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę pt. Dopamina. W sieci znajdziemy też mnóstwo podcastów, wywiadów wideo, webinarów – wystarczy wpisać w wyszukiwarkę na YouTube czy Spotify hasło „higiena cyfrowa”. Temat zyskuje na popularności, podejmują go edukatorzy i edukatorki, osoby prowadzące podcasty o dobrym życiu, zdrowiu psychicznym. Naprawdę jest tego mnóstwo i każdy znajdzie format i długość dostosowaną do swoich potrzeb. Musimy tylko się przełamać, zostawić za sobą to, co już nabroiliśmy i skupić się na wzbudzeniu w sobie motywacji do zmiany.

Magdalena Bigaj w swojej książce powołuje się na badanie Brzdąc w sieci – zjawisko korzystania z urządzeń mobilnych przez dzieci w wieku 0–6 lat, z którego wynika, że:

  • średni wiek inicjacji używania urządzeń mobilnych to 2 lata i 2 miesiące,
  • 75% badanych dzieci korzysta z urządzeń mobilnych mających dostęp do Internetu,
  • dzieci w wieku 0–6 lat korzystają z urządzeń mobilnych średnio przez ponad 1 godzinę dziennie,
  • 88% badanych dzieci korzysta wyłącznie z treści adresowanych do dzieci (filmy, bajki, gry, kolorowanki itp.),
  • niemal troje na czworo dzieci w wieku 0–6 lat korzysta z urządzeń mobilnych podczas podróży samochodem, co drugie – podczas posiłków, a co dziewiąte – podczas toalety.

Raport z tego badania dostępny jest na stronie internetowej Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom.

Smartfon zajmuje czas, a nie rozwija.

Nie traktujmy go w kategorii zabawki dla dzieci!

Warto również zdać sobie sprawę z tego, że to dorośli modelują zachowania dzieci…i wziąć za to pełną odpowiedzialność.

Ustalmy zdrowe zasady.

Reasumując, odpowiedzmy sobie na pytanie: jak wygląda dzień w mojej rodzinie i czym jest wypełniony?

 

*Wywiad ukazał się w wydaniu drukowanym dwumiesięcznika „DZIECI”. Zakaz kopiowania bez zgody redakcji.